sobota, 12 marca 2016

Ossuaria na Żuławach. Bystrze i Lisewo Malborskie.

Ossuaria są obiektami, które w ciekawy sposób, razem z karnerami, mauzoleami, kolumbariami i persyjskimi wieżami milczenia, wpisują się w kulturę obrządku związanego z chowaniem zmarłych.
Ossuarium pierwotnie oznacza naczynie na szczątki ludzkie. Mogą to być kości albo prochy. 
Jest słowem pochodzenia greckiego i można używać go zamiennie z urną na prochy. Można też porównać ossuarium do egipskiej kanopy, chociaż w tym przypadku w grę wchodzi kilka pojemników przypadających na organy wewnętrzne pobrane z mumifikowanego ciała. 
W kulturze obrządku grzebalnego [SIC! jak to brzmi] jaką jest niewątpliwie chrześciaństwo, nazwa naczynia została przeniesiona na budowle, najczęściej wolnostojące (Bystrze) lub na fragmenty kościoła (Lisewo) czy kaplicy przy cmentarzu, gdzie składano kości. Najczęściej miało to miejsce przy prowadzeniu prac związanych z pochówkiem w miejscu, w którym wcześniej istniał grób lub przy zakładaniu nowego cmentarza w miejscu jakiegoś starego. 
Przykładem tego ostatniego jest właśnie ossarium w Bystrzu na Żuławach. Powstało w celu zebrania w jednym miejscu szczątków poległych uczestników wojny trzynastoletniej 1454-1466, zakończonej pokojem toruńskim.


W okresie średniowiecza, przy kościołach powstawały automatycznie cmentarze. Wiernym zależało bowiem aby spocząć jak najbliżej ołtarza, w którym zazwyczaj znajdowały się relikwie świętych. Być może w małych, wiejskich kościołach relikwii nie było ale zwyczaj pozostał. Cmentarze przykościelne z reguły miały ściśle określony obszar i nie powiększano ich, a więc gdy brakło miejsca, wkopywano się najstarszy rejon a wydobyte przy tej okazji szczątki składowano w ossuariach. Nie inaczej było w przypadku Bystrza. Prawdopodobnie potrzeba zmieszczenia większej ilości szczątków wymusiła niejako stworzenie osobnej budowli.
W Bystrzu, jeszcze zanim oficjalnie nadano prawa, istniała samodzielna parafia finansowana dziesięciną z 36 włók oraz z 4 włók wolnych. Przywilej lokacyjny został nadany 1 grudnia 1344 roku przez wielkiego mistrza krzyżackiego Ludolfa Königa, tego samego, na cześć którego założono Królewo koło Starego Pola.




Kościół pod wezwaniem świętego Jakuba Apostoła postawiony został pod koniec XIV wieku w północnej części wsi. Do połowy XVI wieku parafia posiadała samodzielnego proboszcza. W okresie reformacji kościół pozostał katolicki.
"W drugiej połowie XVI wieku wśród wsi należących do parafii w Bystrzu wymieniono także Rękowo (niemiecki Renkau dzisiaj stanowi południową część Bystrza).  Murowany gotycki kościół św. Jakuba kilkakrotnie był poddawany pracom remontowym. W 1647 roku zanotowano, że był zniszczony, miał słabe okna i podłogę oraz organy wymagające naprawy. Pod koniec XVII wieku przy kościele stała zrujnowana drewniana plebania. W 1968 roku wybudowano nowy chór i balustradę otaczającą kamienną chrzcielnice. Gdy proboszczem był oficjał pomezański, wzmocniono kolumny oraz naprawiono okna i drzwi świątyni. W roku 1706 w aktach wizytacji przeprowadzonej przez biskupa chełmińskiego Teodora Andrzeja Potockiego (1664-1738) zanotowano, że kościół murowany pokryty był dachówką wypaloną z gliny. Przy kościele znajdowało się murowane ossarium, kryte dachówką. Kilka lat wcześniej obok kościoła wybudowano Dom parafialny, stodołę i stajnie, a nieopodal urządzono mały ogród. Akta tejże lustracji mówią, że kościół miał jeden starodawny i niekonserwowany ołtarz, pośrodku którego ustawione było drewniane tabernakulum, pozbawione jednak odpowiedniego zamknięcia. W prezbiterium znajdowała się wnęka, w której niegdyś przechowywano oleje święte. Nowa ambona udekorowana była malowidłami przedstawiających czterech Ewangelistów. Przy wejściu do kościoła stała kamienna kropielnica z wodą święconą. Posadzka w kościele wymagała wówczas remontu. W spisie inwentarza zanotowano, że w kościele był kielich srebrny, częściowo złocony, wraz z pateną, dwa spiżowe kandelabry, cztery kandelabry drewniane i również drewniany pacyfikał. Jeszcze w 1788 roku, będąc filią w Mątew Wielkich, kościół był w dobrym stanie, jednak nieco ponad 30 lat później w roku 1820 ze względu na zły stan zachowania rozebrano go. Do dzisiaj zachowały się jedynie porośnięte dziką roślinnością fundamenty tej gotyckiej świątyni. " (Starczewski 2009)




 Ossarium (druga, poprawna nazwa powyższego) stanowi gotycką kaplicę cmentarną, zbudowaną w pierwszej połowie XIV wieku w północno-wschodnim rejonie cmentarza i pierwotnie stało obok kościoła św. Jakuba Apostoła. Jej przeznaczeniem było pomieszczenie w sobie kości poległych w wojnie trzynastoletniej. W 1590 roku została zniszczona przez piorun i odbudowana. Na przestrzeni swojej "obecności" we wsi, była kilkakrotnie remontowana - ostatni raz w 1970 roku, kiedy to przeprowadzono prace zabezpieczające. Jej obecny stan wymaga podjęcia natychmiastowych prac ratunkowych inaczej ten JEDYNY w Polsce obiekt przejdzie do histori, tak jak już to się stało z  jego polichromiami wewnątrz.
"Kaplica jest murowana z czerwonej cegły na zaprawie wapiennej. Oparta na rzucie zbliżonym do kwadratu o wymiarach 224 x 242 cm. Jej wysokość całkowita wynosi ok. 3 m. Cała budowla jest lekko przechylona ku północy. Od strony zachodniej posiada otwór sklepiony łukiem odcinkowym, znajdujący się w tynkowanej ostrołukowej blendzie. Otwór ten zamknięty jest współczesną kratą zamontowaną  w 1970 roku.  Pozostałe ściany są gładkie, tylko górna bryła ossarium zamknięta jest pasem prostego fryzu utworzonego z dwóch nieznacznie wysuniętych warstw cegieł i gładkiego pola pomiędzy nimi. Całość zwieńczona jest półkulistą kopułą z widocznymi czterema ceglanymi żebrami (gurtami). Niskie ceglane filary zakończone żelaznymi krzyżami flankują kopułę w narożnikach. Kopułę wieńczy betonowa kula, na której jest ślad po mocowaniu metalowego krzyża. Na trzech wewnętrznych ścianach niewielkiego pomieszczenia znajdują się malowidła z ok. 1400 roku, o tematyce ściśle związane z funkcją budowli. Ukazują one rozbudowane wyobrażanie Sądu Ostatecznego. Na ścianie wschodniej, w ostrołukowej niszy, umieszczono Deesis, przedstawiającą otoczonego tęczą, tronującego Sędziego Świata, z którego ust wychodzą dwa miecze. Po prawej stronie znajduje się postać klęczącej Marii, a po lewej barczysta osoba Jana Chrzciciela. Pod główną grupą, w formie koła, przedstawiono zmartwychwstanie umarłych. W klinie ściany nad ostrym łukiem, umiejscowione były dwa anioły grające na dużych trąbach. W niszy na ścianie północnej znajdują się dwa przedstawienia u góry Maria w płaszczu Łaski ( Mater Misericordiae ) z wyobrażeniem dwóch osób (jedna z nich w mitrze biskupiej), na dole przedstawienie błogosławionych idących do bram raju. Ściana południowa jest podzielona na trzy części – w górnej części znajdują się dwie figury. Jedna z postaci ma w oku drzazgę, a w rękach trzyma długą belkę. Jest to nawiązanie do Ewangelii św. Mateusza. Poniżej, w drugiej scenie oddzielonej fryzami, uszeregowano personifikacją grzechów:zabójstwo, kradzież złota z rozbijanej skrzyni , pijaństwo ukazane w postaci kobiety z nakryciem głowy, która utacza z beczki wino oraz próżność przedstawioną w postaci dwóch fircyków.  Diabły natomiast działają jako przestępcy przy zabójstwie lub jako kusiciele do ,, gardła piekielnego” Nad łukami ściany północnej i południowej zamknięte są w kołach symbole czterech ewangelistów:
-św. Mateusza – przedstawienie uskrzydlonej postaci ludzkiej
-św. Marka – atrybutem jest lew ze skrzydłami u stóp
-św. Łukasza – symbolizuje go wół
-św. Jana – symbolem jest orzeł





Na sklepieniu znajduje się przedstawienie wici roślinnej. Ossarium z tak cenną gotycką polichromią, to jedyny tego rodzaju zabytek za ziemiach polskich. Ogólny stan zachowania kaplicy jest bardzo zły. Mury i kopuła są zawilgocone i zasolone. Polichromie wewnątrz kaplicy są w zaniku, na rozwarstwionych tynkach, w dużym stopniu zasolonych.  (Starczewski 2009)





W roku 1776 we wsi odnotowano dwie rodziny mennonickie, na które składało się 9 osób. 
W 1820 na 166 mieszkańców Bystrza (Biesterfelde) 10 stanowili mennonici, którzy należeli do zgromadzenia w Stogach (Heubuden)

Przy drodze przebiegającej przez miejscowość, podziwiać można dom podcieniowy, wzniesiony przez Jakuba Jamveta w 1819 roku, usytuowany po wschodniej stronie drogi, kalenicowo, wzniesiony w 1 ćwierci XIX wieku, drewniany, zrębowy, otynkowany, z oszalowanymi szczytami i ryglowym podcieniem pośrodku elewacji zachodniej wspartym na 8 drewnianych kolumnach stylizowanych na porządek joński. Budynek o bardzo bogatym detalu architektonicznym - deski przesłaniające naroża, gzyms wieńczący, kolumny i festony podcienia, dekoracyjne drzwi wejściowe.
















Drugie ossuarium na Żuławach znajduje się w Lisewie Malborskim i stanowi niejako część bryły kościoła św. Mikołaja. Kościół powstał w miejscu kaplicy, istniejącej tutaj w 1316 roku i jest jednonawową budowlą, wielokrotnie przebudowywaną, z drewnianym stropem i czworoboczną, drewnianą wieżą z 1819roku,  która zwieńczona jest izbicą oraz spiczastym chełmem. Część nawy oraz pomieszczenia modlitewnego wykonana jest z cegły. Na ścianie południowej wieży został wyryty wzorzec pręta chełmińskiego z literą K, zaś obok świątyni znajduje się ossuarium.    Wewnątrz kościoła zachowało się oryginalne wyposażenie: ołtarz główny na którym przedstawiona została scena koronacji św. Mikołaja triara oraz wizerunek św. Marii Magdaleny, a także ambona podtrzymywana przez anioła, chrzcielnica, organy i drewniana figura Matki Boskiej. W kościelnej wieży znajduje się dzwon z 1674 roku. 
Ossarium z Lisewa jest nieco młodsze od tego z Bystrza. Ma ono formę niedużej kwadratowej przybudówki, wciśniętej między ściany zakrystii i nawy głównej, otwartej na zewnątrz dwiema arkadami.



Lisewo Malborskie (Liessau), zawiera w sobie wiele różnorodnych i cennych elementów świadczących o kulturze przestrzennego gospodarowania. Powstało ono w 1316 roku. Z tegoż roku pochodzi jeden z cenniejszych kościołów będący zabytkiem naszych czasów, murowany z drewnianą wieżyczką. Przy kościele znajduje się zachowany i czynny do dziś cmentarz katolicki, zaś z nieistniejącego cmentarza ewangelickiego zachowały się jedynie relikty zieleni. Spichlerz to kolejny zabytek o konstrukcji szkieletowej pochodzący z XIX wieku. Także z tego wieku pochodzą cztery budynki gospodarcze (stajnie, obory) murowane z elementami drewnianymi. Bardzo interesującym elementem wprowadzonym około XVIII wieku był fragment umocnień ziemnych twierdzy Tczew. W pobliżu wsi Lisewo wzniesiono duże szańce otoczone fosą, mające za zadanie obronę Tczewa od strony wschodniej w latach 1862-69. W związku z późniejszą korektą wału wiślańskiego elementy te uległy całkowitemu zniszczeniu. Przekształcenie dawnego układu wsi nastąpiło poprzez wtórną zabudowę. Między innymi w latach 20-tych XX wieku powstała we wsi spora stacja rozrządowa kolei. Zmiana charakteru wsi stanowi jednak wartościowy element dziedzictwa kulturowego.  






Z Lisewem wiąże się także spór pomiędzy wielkim mistrzem Zakonu a Skolimami, kiedy to krzyżacy zanegowali wyrok sądu ławniczego właśnie z Lisewa. Ale to już historia na osobny wpis.

piątek, 4 marca 2016

Fiszewo. Wieś naznaczona dramatem czyli jak narodził się symbol.

Obszar, na którym dzisiaj znajduje się wieś Fiszewo, był terenem jaki dość szybko został opanowany przez Krzyżaków. Już w roku 1257 wzmiankowany jest w dokumencie zakonnym (niestety nie doszukałem się w jakim) jako świadek "commendator de Wyscovia"  brat Sifridus, który był komturem nowo utworzonej komturii fiszewskiej. Zauważyć trzeba również, że gród, prawdopodobnie o konstrukcji drewniano-ziemnej już od jakiegoś czasu stoi na tych terenach, będąc ważnym ogniwem w łańcuchu obronnym Zantyr - Elbląg. Przypuszcza się również, że Krzyżacy opanowali wcześniej istniejącą plemienną fortyfikację pruską - pomezańską.
Według Petera von Dusburg, (Piotra z Dusburga), niemieckiego, krzyżackiego kronikarza, gród został zniszczony w czasie drugiego powstania pruskiego w 1271 roku. Owo powstanie wyłoniło bohatera Prusów, którego Fokus Historia w 2011 roku nazwał Pruskim Braveheartem. Był nim Herkus Monte z rodu Montemidów, wielmożów plemienia Natangów. Za młodu został wzięty jako zakładnik pokoju i przebywał w Magdeburgu, gdzie zapoznał się z dworskimi obyczajami wyższych sfer oraz nauczył się niemieckiego i łaciny (został również ochrzczony). Tak więc, gdy w roku 1260 Zakon poniósł klęskę w bitwie nad jeziorem Durbe w dzisiejszej Łotwie tracąc marszałka Henryka Botelmistrza krajowego inflant Burcharda von Hornhausen oraz ok. 150 rycerzy zakonu, a plemiona pruskie, jak relacjonuje Piotr z Dudburga,
"...w przeddzień święta świętego Mateusza Apostoła i Ewangelisty (21.IX), Prusowie widząc. że bracia w czasie tej wojny zostali osłabieni stratą braci, rycerzy, koni[SIC!] i innych rzeczy potrzebnych do prowadzenia walki, 'dodali zło do zła i gwałt do gwałtu', i ponownie odstąpili od wiary i wiernych i powrócili do dawnych błędów; na wodzów i dowódców swojego wojska wybrali: Sambowie pewnego męża zwanego Glande, Natangowie Henryka Monte, Warmowie Glappa, Pogrezanie Auttuma, Bartowie Diwana”. 
- powstanie zyskało godnego wodza. 
Kilka migawek z wojny krzyżacko-pruskiej, według Kroniki Ziemi Pruskiej Piotra z Dusburga:
" W roku Pańskim 1261, kiedy wieść tym prześladowaniu przeszła przez Niemcy, poruszyła ona książąt i baronów. Dlatego na pomoc wspomnianej ziemi przybyli pan z Reyder i wiele szlachty z innych części Niemiec, którzy cierpieli ból w imię wiary i wiernych z tego powodu, że nowa uprawa kościoła założona kosztem rozlewu krwi wielu chrześcijan (i jeszcze większej ilości krwi plemion pruskich) miałaby tak żałośnie zginąć. Razem z braćmi i ich uzbrojonymi ludźmi wtargnęli do ziemi Natangii, zniszczyli ją ogniem i grabieżą, pojmali i zabili wielu wrogów, a następnie cofnęli się do tego miejsca, gdzie obecnie położony jest zamek Brandenburg ( Pokarmin, dzisiaj Uszakowo)"
W opracowaniach historycznych często przytacza się przypadek spalenia na stosie, w ofierze dziękczynnej, prawdopodobnie przyjaciela Henryka Monte jeszcze z czasów magdeburskich - Hirtzhalsa.
 "Po tej rzezi Natangowie chcieli złożyć ofiarę bogom, rzucili zatem los pomiędzy Niemców wziętych tam do niewoli (pod Pokarminem) , a los dwukrotnie wskazał na pewnego szlachetnego i bogatego mieszczanina z Magdeburga zwanego Hirtzhals, który znalazłszy się w trudnym położeniu prosił Henryka Monte, aby przypomniał sobie dobrodziejstwa jakie mu często wyświadczał w mieście Magdeburgu, i aby go wybawił z tego nieszczęścia. Henryk, kiedy to usłyszał, współczuł mu i dwukrotnie go zwolnił. Ale kiedy rzucony po raz trzeci los ponownie wskazał na niego, nie chciał, by mu darowano, lecz w prawdziwym wyznaniu wiary oddał się dobrowolnie na ofiarę Bogu; został przywiązany do konia i spalony".
"...Prusowie  trzema oddziałami wijska, trzema machinami oblężniczymi oraz innymi sprzętami wojennymi oblegli zamek biskupa warmińskiego w Lidzbarku. Oblężeni w nim obrońcy, przyciśnięci głodem, zjedli 250 koni i ich uprząż. [SIC!] W końcu kiedy całkiem zabrakło żywności, opuścili zamek i potajemnie wycofali się aż do miasta Elbląga, gdzie wyłupili oczy wszystkim 12 zakładnikom pruskim, których ze sobą przywiedli, i odesłali ich do ich krewnych."
" Kiedy bracia z zamku Reszla usłyszeli, że zamki Królewiec, Krzyżbork i Bartoszyce zostały oblężone przez Prusów, przerazili się bardzo i po wielu naradach i różnych rozmowach spalili na popiół zamek i wycofali się bocznymi drogami przez pustkowia"
" W tym roku (1266, 11 stycznia) Świętopełk, książę pomorski, 'kiedy już nie mógł się podnieść z łoża, i poczuł, że zbliża się śmierć, przywołał do siebie swoich synów' i 'w ostatniej woli, którą uprawomocnił swoją śmiercią', dał im taką naukę mówiąc: "Kiedy pomiędzy mną z jednej strony z braćmi domu niemieckiego z drugiej strony wojna przybierała na sile (Świętopełk czynnie wspierał pierwsze powstanie pruskie), ja zawsze stawałem się słabszy; walczyłem z nimi różnymi środkami, i godziwymi i niegodziwymi, i ich nie pokonałem, ponieważ Bóg jest z nimi i walczy za nich. Dlatego radzę wam, abyście nigdy nie stawali im naprzeciw, lecz odnosili się do nich z pełnym szacunkiem". Jego syn pierworodny, Mściwoj,(co ciekawe, 1243 roku Świętopełk  został zmuszony oddać swojego syna Mściwoja jako zakładnika Krzyżakom, co miało stanowić gwarancję zachowania pokoju; w niewoli krzyżackiej, na terenie ich posiadłości w Austrii Mściwój przebywał aż do 1248 roku ) nauki tej nie posłuchał. Po śmierci ojca, kiedy został księciem Pomorza, z pewną lekkomyślną zuchwałością podążył złą drogą, którą szedł dawniej jego ojciec, i sprowadził Prusów, żeby wspólnie z wojskiem ogniem i grabieżą niszczyli ziemię chełmińską i biskupstwo pomezańskie, z leżącego naprzeciw, a należącego do niego zamku Nowe. Wtedy też Prusowie z jednej strony Wisły i załoga zamku Nowe z drugiej strony rzeki skutecznie zaatakowała 15 statków braci wypełnionych rzeczami potrzebnymi do obrony wiary i wiernych, i tak długo na nich napierała, aż odpłynęli po wyrzuceniu ze statków całego ładunku, gdyż inaczej odpłynąć nie mogli."
.
Trzeba przyznać, że historia II powstania Prusów świetnie nadaje się na filmową superprodukcję - łącznie z tragiczną śmiercią Herkusa w 1273 roku, spowodowaną prawdopodobnie zdradą, któregoś ze współtowarzyszy. 
"Wtedy zdarzyło się, że Henryk Monte, ich wódz , z kilkoma swoimi druhami udał się w miejsce odludne i tam siedział sam w swoim namiocie, gdy jego towarzysze poszli na polowanie. Nieprzewidzianym zbiegiem okoliczności [SIC!] nadeszli nagle bracia Henryk z Schönburga, komtur Dzierzgonia, i Helwig z Goldbach razem z kilkoma zbrojnymi,(ot, na spacerku poobiednim byli [SIC!]) i gdy ujrzeli Henryka, doznali wielkiej radości, pochwycili go i powiesili na drzewie. A gdy ten wisiał, przebili go jeszcze mieczem".
Dla Prusa nie było większej hańby jak umrzeć powieszonym, a przebili go mieczem Krzyżacy aby mieć 100% pewności o jego śmierci.

Po 1320 roku wspomina się już tylko o siedzibie prokuratora w Fiszewie, a potem wójta. Gród zostaje przyporządkowany komturii elbląskiej a jego funkcje przejmuje nowo wybudowany, murowany dwór obronny na terenie dzisiejszego Nowego Dworu Elbląskiego (Neuhof - nazwa miejscowości wzięta od świeżo postawionego "nowego dworu").
Dokumenty krzyżackie pozwalają na poznanie imion wójtów Fiszewa z okresu XIV wieku, który w historii Europy Zachodniej zapisał się głodem i czarną śmiercią dziesiątkującą ludność. Na szczęście ominęła tereny polskie. W roku  1329 wójtem był Henryk von Kittlitz , Konrad w 1321 i Jan von Masemonster z  1379 roku. Apogeum panowania czarnej Śmierci określa się na 1348 rok.

Z okresu krzyżackiego dotrwały do naszych czasów ruiny kościoła katolickiego, którego powstanie datuje się na lata 1380-1400. Ruiny są skutkiem pożaru, który strawił budowlę w nocy z 31 na 1 kwietnia 1948 roku. Kościół nie został odbudowany.  Według historyków kościół w Fiszewie pojawia się po raz pierwszy w źródłach pisanych w 1414 roku, jako wzmianka o plebani przy kościele katolickim, w prawie lokacyjnym dla Gronowa. Natomiast z roku 1435 pochodzi wzmianka o Mikołaju Salvet (Salfelt) na uniwersytecie bolońskim. Podaję za Karolem Górskim, "Studenci z Prus w Bolonii w XIV i XV wieku:
"1435 Dominus Nicolaus Salvet rector parochialis ecclesie in Fiscaw [Fischau, Fiszewo koło Malborka i Elbląga] Pomesaniensis diocesis, perpetuus vicarius in eccl. Misnensi (Meissen). W roku 1436 był substytutem prokuratora nacji niemieckiej Andrzeja Ruperti (postaci wybitnej jednak zasłużonej dla Krzyżaków, dla których korzyści naginał prawo). Dnia 5 grudnia 1438 roku zdał egzamin z prawa papieskiego, w 1439 rector dominorum ultramontanorum. Był księdzem krzyżackim, w 1441 został oficjałem, miał zapewne doktorat z prawa w Bolonii; od 4 czerwca 1449 roku był proboszczem Nowego Miasta Elbląga."
Kościół  w Fiszewie, Św. Jana Ewangelisty, (tekst z tablicy przy ruinach) był budowlą trójnawową o wymiarach 25,5 na 15,3 m wraz z niewielkim , jednoprzęsłowym prezbiterium. Podczas budowy wykonano podpory pod sklepienia, których jednak nie założono, jedynie prezbiterium otrzymało sklepienie.



Trzy nawy pokryto drewnianym stropem. Ścianę południową świątyni wykonano w stylu gotyckim, użyto tu cegły o wymiarach 8 / 14,5 / 30 cm, przeciwległą ścianę północną - cegłami o wymiarach 7/13/29 cm w układzie krzyżowym. Różnica ta wynika z faktu, iż już w 1654 roku ściana ta było wzmacniana a po interwencji biskupa w 1678, była ponownie naprawiana. Podczas powodzi w 1742 roku, ściana oraz belki wzmacniające wcześniejsze pęknięcia, zostały poważnie naruszone. Było to bezpośrednią przyczyną runięcia sklepienia prezbiterium oraz ponownego uszkodzenia ściany północnej 16 sierpnia 1754 roku (w dzień św.Rocha) Powiatowy inspektor budowlany Abesser, odbudował zniszczone prezbiterium, sadowiąc je na starych fundamentach w latach 1897-1898. Zniszczoną dalszą część kościoła (dach, ściana północna oraz wieża), odbudowano dopiero w latach 1913-1915. To z tego okresu pochodzi, dobudowana, masywna wieża z drewnianym dachem w formie kopuły dzwonniczej.






Wcześniejszą wieżę , już w 1637 roku opisywano jako wieżę nakrytą deskami. Podczas odbudowy 1913-1915 zmieniono pokrycie wieży na dachówki o wyjątkowej trwałości, czyli mnich-mniszka, takie same jak na dachu kościoła. Kościelna wieża zawsze wyposażona była w dzwony, które przywoływały mieszkańców na mszę. Jeszcze przed najazdem szwedzkim, w latach 1656-1660 wisiały w niej 4 dzwony, po najeździe, dwa pęknięte dzwony trafiły do Elbląga. Przed II wojną światową istniały dwa dzwony - odlany w Elblągu w 1677 roku z dawnych fiszewskich dzwonów oraz z 1506 roku, zawieszony na wieży w 1669 roku.
Z opisów dawnego wyposażenia kościoła w Fiszewie wiemy, że były w nim:
  • dwa barokowe ołtarze główne Narodzenia Pańskiego oraz Św. Wawrzyńca z końca XVII wieku, zamienione w 1897 roku na jeden z obrazem Św. Jana
  • ambona z wizerunkami ewangelistów
  • dwie granitowe chrzcielnice
  • drewniana tablica pamiątkowa ku czci poległych w czasie wojny 1813-1814
  • 12 płyt epitafijnych wraz z gmerkami, umieszczonych pod wieżą, pochodzące z przełomu XVI i XVII wieku, m.in. Lucasa Bliffernich z Fiszewa (zm.1590), Martena Dam z Oleśna (zm.1603), Georga Schulz z Klecia (zm.1625) 

Do dnia dzisiejszego zachowało się kilka "okruchów" tych płyt pod wieżą. W wejściu w portalu południowym, odkryto przepołowioną płytę nagrobną z gmerkiem nieznanego właściciela.


Kościół od samego powstania należał do katolików. Królewskim nakazem, ziemia w okolicach Fiszewa przekazana została Kościołowi na utrzymanie seminarium duchownego i wikariuszy parafii św. Mikołaja w Elblągu. Po roku 1821, kiedy Fiszewo weszło w granice diecezji warmińskiej, znacząca część ziemi stała się własnością seminarium duchownego w Braniewie. Do seminarium, należała również świątynia z Fiszewa. 
Przy kościele istniał cmentarz, na który do czasów obecnych zachowały się:
  • nagrobek rokokowy z 1793 roku



  •  nagrobek klasycystyczny z 1815 roku
  • odnaleziona waza z pomnika nagrobnego





  •  obudowy w formie skrzyń
  • trzy krzyże żeliwne
  • dwa nagrobki w formie krzyży, jeńców rosyjskich z I wojny światowej














Kościół ocalał ze zniszczeń wojennych, został jednak gruntownie spustoszony, pozbawiony drzwi wejściowych i ławek. Obecny stan, jest wynikiem pożaru jaki strawił budowlę w nocy z 31 na 1 kwietnia 1948 roku i moim zadaniem stanowi do dziś ponury żart z tego jak traktowane są w Polsce zabytki klasy zerowej. Innym przykładem jest kościół w Gnojewie, ale o nim i o miejscowości będzie w innym wpisie. 
Z kościoła w Fiszewie uratowano przed ogniem obrazy Drogi Krzyżowej, ołtarz główny i jeden z ołtarzy bocznych, stelle i dwie szafy z zakrystii.

We wsi znajdował się jeszcze jeden kościół - ewangelicki. Zbudowany po raz pierwszy w roku 1643, następnie w roku 1706 zastąpiony nowym i w 1886 kolejnym. Rozebrany został w 1945 roku. Wyznawcy, protestanci mieli swój cmentarz, położony w centrum Fiszewa, przy skrzyżowaniu dróg. Cmentarz był podzielony na dwie części: ewangelicką i mennonicką. Dzięki spisom dokonywanym przez prusaków w 1776 roku wiemy, że w Fiszewie, w owym roku zamieszkiwała tylko jedna rodzina, której głową był Dirck Dick. W roku 1820 na 387 mieszkańców, 7 było mennonitami a 40 lat później - 8 należało do wspólnoty Jezioro-Markusy.
Część ewangelicka cmentarza jest silnie zdewastowana i przedstawia raczej smutny widok, zaś część mennonicka może się jeszcze pochwalić kilkoma zachowanymi stellami, w tym jedną, którą obrasta drzewo. 











W Fiszewie znajduje się miejsce pamięci, poświęcone żołnierzom powstania listopadowego, które stało się symbolem stosunku rządu Prus do żołnierzy polskich. Powstanie listopadowe rozpoczęło się w nocy z  29 na 30  listopada 1830 roku w Warszawie, a zakończyło się 21 października 1831 roku.
W zasadzie była to wojna polsko - rosyjska, ponieważ po stronie polskiej brało w niej udział regularne wojsko. Na skutek wewnętrznych sporów i podziałów na linii władza cywilna - naczelne dowództwo wojskowe, ta pierwsza opuściła granice Królestwa Polskiego w dniu 25 września 1831 roku, udając się do Prus. Główna grupa członków Sejmu na czele z marszałkiem Władysławem Ostrowskim i rząd na czele z prezesem Bonawenturą Niemojowskim, w otoczeniu silnej eskorty skierowała się do Brodnicy, przez Mazowsze Płockie, ziemię dobrzyńską, przez Sierpc do Rypina, a potem przez Strzygi, Osiek i Gorczenicę. Na czele eskorty krakusów podążał mjr. Walenty Zwierkowski.
 Bonawentura Niemojowski.

 Walenty Zwierkowski.

Władysław Ostrowski.

Dnia 26 września 1831 roku Rząd Narodowy Bonawentury Niemojowskiego (jako ostatni prezes Rządu Narodowego, przez sąd carski został, zaocznie, skazany na "karę śmierci przez ucięcie głowy")
w grupie czterdziestoosobowej posłów, senatorów, i członków rządu, przekroczył granicę Prus i znalazł się w Brodnicy. Zwierkowski pod tą datą zanotował:
Eskorta odprowadziła Prezesa i Marszałka do samych słupów pruskich. A gdy rozstali się wojskowi z cywilnymi, odezwała się muzyka, trębacze jazdy zagrali „Jeszcze Polska nie zginęła” — był to rozczulający moment, ale dowód, że i w nieszczęściu nie wierzono, aby Polska już zginęła. Cywilni rozbrojeni wskazany mieli pobyt swój opodal granicy, Wojskowi wracali do swej armii; Ułani natychmiast cofnęli się, Krakusy zaś czekać musieli na powrót szwadronu w pogoń za Czerkiesami wysłanego, a potem udali się nazajutrz przez Skępe do Lipna, a następnie z Lipna ku Włocławkowi”
Razem z tą grupą, na teren Prus weszły rodziny towarzyszące oficerom i ochotnikom, którzy obawiali się carskich represji.

Wraz z wyjściem „cywili” za granice Królestwa Polskiego cała władza cywilna spoczęła w rekach naczelnego wodza gen. Macieja Rybińskiego, choć już od 26 września traktowany był on jako dyktator powstania.

Wczesnym rankiem 30 września 1831 r. armia polska opuściła przedpola Włocławka.
Na niezniszczony przez Polaków most przez Wisłę gen. Piotr P. Pahlen rzucił parę granatów i niebawem przeprawił przez niego swoje oddziały, podążając za Polakami. Naczelny wódz, jak się wydawało miał w planie kierować się w stronę Augustowskiego. Plan ten jednak był niemożliwy do zrealizowania, Paskiewicz bowiem skoncentrował w tym czasie miedzy Rypinem a Biezuniem około 56 tysięcy żołnierzy i 270 dział. Ponadto w Łomży feldmarszałek zgrupował przeszło 25 tysięcy ludzi. Jak się wydaje, gen. Rybiński znał ten układ sił, stąd też skierował się w stronę granicy pruskiej, choć nie jest jasne, dlaczego wybrał drogę dłuższą niż powinien.  Armia polska skierowana została bowiem poprzez Lipno–Wymyślin–Łąkie–Rogowo–Rypin i Świedziebnię.

Na początku października armia polska znajdowała się przy granicy pruskiej niejako już otoczona przez wojska rosyjskie "spychające" ją do granicy i wojska pruskie, które miała przed sobą. Naczelny
wódz 4 października wysłał gen. Antoniego Wronieckiego z listem do przygranicznych władz pruskich celem ustalenia warunków, na jakich armia polska mogła przekroczyć granice. W zawartej przez Wronieckiego konwencji ustalono, ze władze pruskie zapewnią wojsku polskiemu „opiekę i bezpieczny pobyt”, w granicach państwa pruskiego pod warunkiem złożenia broni i poddania się miejscowym prawom. Prusacy musieli zapewnić wypłatę żołdu i dostarczenie artykułów żywnościowych (pieniądze jakie prusacy wypłacali miały potem być im zwrócone przez cara, jednak bardzo szybko władze carskie ogłosiły amnestię dla uczestników powstania, przez co zwolniły się z obowiązku zwrotu pieniędzy). Warunki te w kilka godzin potem podpisał naczelny wódz, podejmując jednocześnie dalsze przygotowania do przekroczenia granicy. Ustalono, że 5 października o godzinie 7 rano oddziały znajdą się nad granicą w wyznaczonych punktach.
Dnia 5 października 1831 roku o godzinie 7 rano sztab główny z generałem Maciejem Rybińskim w asyście 5. pułku strzelców konnych, 1. dywizja piechoty i artyleria przeszedł granice zaborów ze Szczutowa sródpolną droga do granicy na pola majątku Gaj przy wsi Bachor nad Pissą. 3. i 4. dywizje piechoty i brygada kawalerii pułkownika Kosko przeszły z Rokitnicy przez wsie Sobiesierzno i Komorowo na obrzeża wsi Jastrzębie, a następnie do miejsca wspólnej koncentracji we wsi Bachor. Pruski generał Friedrich von Smitt, w asyście kilku oficerów, prowadził Polaków na teren Prus. Na czele jechał generał Rybiński, otoczony sztabem głównym. Wszyscy owinięci byli w długie, granatowe płaszcze. Za nimi podążała cała jazda z pułkiem strzelców, potem artyleria, a na końcu piechota. Na granicy oczekiwało kilka kompanii fizylierów pruskich, którzy towarzyszyli wojsku polskiemu aż do wyznaczonego na postój pola. O ćwierć mili dalej stał pruski generał von Zöppelin, dowódca 3. dywizji piechoty, wchodzącej w skład 1. korpusu pruskiego, z pułkiem huzarów z kilkoma batalionami piechoty i baterią armat, ustawionych frontem do nadciągającego wojska polskiego. Pruscy generałowie, po odbyciu grzecznościowej wymianie zdań w języku francuskim, chcieli zobaczyć słynnych „czwartaków”, tj. 4. pułk piechoty liniowej, a następnie podziwiali sprawność manewrową 5. pułku strzelców konnych. Następnie generał Rybiński podjechał do gen. Zöppelina, który w dłuższej rozmowie przedstawił mu warunki jakie dzień wcześniej zawarł konwencja polsko-pruska. Poręczała ona wojsku polskiemu w imieniu króla Fryderyka Wilhelma III opiekę i bezpieczny pobyt, jednak pod warunkiem odbycia kwarantanny i podporządkowania się prawom pruskim (kwarantanna w zasadzie była formą szykany - przez 5 dni wojsko stało w polu, pod gołym niebem pod pretekstem obawy przed cholerą, podczas gdy ta choroba na terenie  zaboru pruskiego szalała już w lipcu m.in. w Brodnicy zmarło 239 osób na 346 zachorowań).Po rozmowie naczelny wódz powrócił na pole, gdzie miało odbyć się złożenie broni. Kawaleria zajeła miejsce na lewo, piechota i artyleria natomiast na prawo od gościńca. Po ustawieniu się pierwszych pułków na polu koło młyna Bachor nad rzeka Pissą, armia polska rozpoczęła składanie broni, której wcześniej nie zdążono zakopać lub zniszczyć. Rosły sterty karabinów, lanc i pałaszy.

Armia polska w momencie przejścia na teren zaboru pruskiego liczyła 19 871 ludzi, w tym 10 generałów, 89 oficerów sztabowych i 416 oficerów młodszych. Granice przejechało 95 armat z zaprzęgami, 5 280 koni kawaleryjskich i 2 556 koni artyleryjskich. Po kilku dniach do Brodnicy dotarły dalsze grupy rannych, stąd trzy dni  później,  8 października 1831 roku armia polska na terenie zaboru pruskiego w 25 batalionach, 52 szwadronach liczyła 20 891 ludzi, w tym było 10 generałów, 131 oficerów wyższych, 1 253 oficerów niższych, 2 753 podoficerów, 609 muzyków i 15 562 szeregowych. Za przekraczającą granicę armią szło 17 kapelanów wojskowych. Liczbę przekraczających granice pruską w dniu 5 października 1831 roku należy jednak przyłożyć do
31 374 bagnetów i szabel, które wykazano po opuszczeniu Modlina na początku września tego roku. Ostatecznie 5 października 1831 roku w chwili przekroczenia granicy pruskiej, spośród generałów służby czynnej, znajdowali się przy armii : Rybiński, Dembiński, Lewiński, Węgierski, Dłuski, Wroniecki, Bem oraz generałowie „bez komend”: Małachowski, Wojczyński, Pac, Suchorzewski, Ziemiecki i Muchowski. Jednak po przekroczeniu granicy pruskiej większość generałów opuściła internowaną armie. Z wojskiem polskim pozostali jedynie: Rybiński, Lewiński, Bem, Małachowski, Wojczyński i Suchorzewski.
Po odbyciu kwarantanny, około 12 października 1831 r. nakazano korpusowi polskiemu przeniesienie się w okolice Gdańska, Malborka, Elbląga, Fiszewa, Kwidzyna, Malborka i Tczewa. Tam sytuacja kwaterunkowa była nieco lepsza. W Elblągu fetowano nawet Polaków odegraniem hymnu „Jeszcze Polska nie zginęła”. Około 19 października Polacy otrzymali stałe kwatery. Ostatecznie rozlokowano ich na terenie powiatów: gdańskiego, malborskiego, sztumskiego, elbląskiego i suskiego. Internowani  żołnierze polscy korzystali początkowo z względnej swobody poruszania się. W Elblągu stacjonowali m.in. generałowie Józef Bem i Maciej Rybiński. W Tczewie ulokował się sztab kawalerii pod dowództwem płk. Franciszka Kosko oraz szpital dywizyjny. Sztab piechoty siedzibę miał w Malborku z dowodzącym płk. Feliksem Breańskim. W Elblągu i okolicy wśród miejscowej ludności odżyła na nowo sprawa polska. W początkach listopada 1831 r. w „Gazecie Elbląskiej” zamieszczono życiorysy polskich generałów: Chłopickiego, Dwernickiego, Małachowskiego, Skrzyneckiego, Rybińskiego i Bema. Przybycie internowanych Polaków do Elbląga stało się również okazją do odnowienia pamięci o dawnym panowaniu tu królów polskich. Główną rolę w organizowaniu tak ciepłego przyjęcia odegrali Sierakowscy z Waplewa, mocno związani z ziemią dobrzyńską. Staraniem gen. M. Rybińskiego w elbląskim kościele pod wezwaniem św. Mikołaja odbyło się nabożeństwo żałobne w intencji poległych w powstaniu listopadowym.

Początkowo zapowiadało się, iż władze pruskie zostawią wszystkim internowanym swobodę decydowania o swoim losie. Oficerom polskim zabiegającym o wyjazd na Zachód nie stawiano przeszkód. Z czasem utrzymanie około 30 tysięcy polskich powstańców stało się zbyt kosztowne. Częściowe rozwiązanie problemu umożliwił wydany w dniu 1 listopada 1831 roku dekret cara Mikołaja I o amnestii dla żołnierzy i podoficerów pochodzących z Królestwa Polskiego. Rosja uważała, że akt amnestii zwalnia ją od zobowiązań finansowych na utrzymanie internowanych powstańców. W dniu 6 listopada 1831 roku z Berlina wyszło rozporządzenie nakazujące wszystkim podoficerom i szeregowym powrót do Królestwa Polskiego. W dniu 28 listopada pruski generał von Krafft wydał obwieszczenie wzywające podoficerów i żołnierzy powstańczych do posłuszeństwa rozkazowi królewskiemu i do przygotowania się do wymarszu powrotnego z dniem 10 grudnia 1831 roku.  Zapowiedziano , że mimo dotychczasowego zachowywania posłuszeństwa i karności jakiekolwiek próby oporu będą uznawane za przejaw wrogości do państwa pruskiego i będą surowo karane. Powstańcy, którzy odmówią powrotu zostaną pozbawieni pomocy i nie otrzymają żywności. Generał von Rummel osobiście poinformował generała Bema, że dłuższy pobyt w Prusach nie będzie powstańcom dozwolony i narazić ich może na wydanie władzom rosyjskim. 

W dniu 15 grudnia 1831 roku gen. Józef Bem wyjechał z Elbląga do Drezna, gdzie miał organizować zbiórkę pieniędzy na emigrację żołnierzy do Francji, na co zaczęła płynąć pomoc finansowa. Na przykład kupiec elbląski Wegmann otrzymał z domu handlowego "Magnus" w Berlinie polecenie wypłacenia oficerom polskim odpowiednich sum na podróż do Francji. Podobne zlecenia otrzymały domy handlowe "Albrecht et Jebens" w Gdańsku i królewiecki "Oppenheim". 

Emigracja miała być dla powstańców alternatywą zamiast przymusowej i 25-letniej służby w armii carskiej. Wkrótce też wyprawiono na Zachód następnych jedenastu oficerów agitujących powstańczych żołnierzy do wyjazdu na emigrację. Byli wśród nich gen. Józef Szymanowski i podpułkownik Karol Szlegel. Wyjazd generała Bema i innych "niebezpiecznych agitatorów" miało na celu przerwanie ich negatywnego wpływu na podkomendnych. Do samej granicy francuskiej gen. Bem był pod kontrolą tajnej policji pruskiej. Na dzień 19 grudnia wyznaczono wyjazd do Francji przebywających w Elblągu i jego okolicach oficerów artylerii. W następnych dniach mieli wyjechać oficerowie innych formacji. 
Wydawaniu paszportów dla podoficerów i szeregowych byli Prusacy zdecydowanie przeciwni, gdyż istniała obawa przed powstaniem na ziemi francuskiej zbyt silnych legionów polskich. Droga na zachód wiodła m.in. przez: Malbork, Tczew, Starogard, Wałcz, Gorzów Wielkopolski, Frankfurt n. Odrą i dalej do Drezna. Dla oficerów, którzy nie mieli pieniędzy na pokrycie kosztów podróży wyznaczono punkty zborne w Tczewie i  Starogardzie, gdzie otrzymywali zaopatrzenie na podróż. W dniach od 20. do 31 grudnia 1831 roku wysyłano ich w kolumnach po 50-100 osób. 
Jeszcze w grudniu 1831 roku do wymarszu z Prus miało przystąpić około 10 000 internowanych powstańców. Wyznaczono trzy punkty zborne: dla kawalerii okolice Tczewa, dla piechoty rejon Malborka i Dzierzgonia, a dla artylerii powiat elbląski. Ustalono też kierunki marszu powrotnego do Królestwa Polskiego: z Tczewa przez Gardeję do Golubia-Dobrzynia; z Malborka przez Prabuty do Osieka pod Rypinem; z Dzierzgonia przez Susz, Iławę, Nowe Miasto n. Drwęcą do Górzna; wreszcie z Elbląga przez Pasłęk, Ostródę, Działdowo do Mławy.
W dniach 14 i 15 grudnia 1831 roku liczne oddziały powstańców wyruszyły z Elbląga ku granicy Prus i po dojściu do Mławy zostały przekazane władzom rosyjskim. W dniu 1 stycznia 1832 z Gronowa poprowadzono do Dzierzgonia grupę 700 powstańców. 
Jednak nie obyło się bez incydentów. W dniu 22 grudnia, pod pretekstem przekwaterowania, zebrano w Elblągu na Friedrich-Wilhelm-Platz  dużą grupę powstańców, którzy byli zakwaterowani w okolicznych wsiach elbląskich. Następnie poprowadzono ich pod eskortą do Gronowa skąd mieli się udać w dalszą drogę do granicy Prus. Ponad 400 powstańców odmówiło dalszego marszu i wróciło do Elbląga, gdzie doszło do zamieszek. Na bezbronnych powstańców uderzył pułk huzarów tratując ich końmi i rąbiąc szablami. Raniono wówczas 5 żołnierzy i 2 podoficerów i poturbowano wielu powstańców. Według niektórych relacji  miano użyć w tym starciu broni palnej, co mogło być prawdą, gdyż w dniu 29 listopada 1831 roku gen. von Krafft wydał dla podkomendnych instrukcję, w której nakazywał użycie broni w wypadku stawiania oporu przez internowanych powstańców. Nazajutrz 2/3 powstańców "dobrowolnie", a pozostali z tej grupy po perswazjach kierującego akcją reewakuacji majora Augusta Henryka Brandta udali się w drogę ku granicy rosyjskiej. 
        




       Porucznik Aleksander Ekielski  opisał tamte wydarzenie w swoim pamiętniku pt."Podróż z Elbląga do Awinionu":

[...] Do dnia 23 grudnia 1831 roku przesiedziałem w Elblągu, bo mając przy końcu kwaterę w Damerau [Dąbrowa] prawie nigdy w niej nie nocowałem. Miałem sobie powierzone dowództwo 4 baterii lekkokonnej, która się tam koncentrowała, noc w noc musiałem jeździć do moich żołnierzy, gdyż inaczej Prusacy ciągle za mną śledzili. Nie pozwalano mi rozmawiać z żołnierzami, których rząd pruski chciał bez wyjątku oddać strasznemu władcy Rosji pod tyranię i zemstę. [...]Znali te łaski żołnierze polscy, odmówili wprost powrotu do kraju.[...] W oczach moich ranili huzary pruskie pięciu żołnierzy i dwóch podoficerów artylerii, tratując ich końmi i rąbiąc szablami bezbronnych."


W dniu 27 stycznia 1832 roku, na polecenie majora von Schwejkowskiego , zebrano w Fiszewie ( podoficerów i żołnierzy polskich  zakwaterowanych w okolicznych wsiach. Wydzielono grupę kilkunastu internowanych z 3. pułku strzelców konnych, którym pozwolono wrócić do dotychczasowych kwater. Natomiast pozostałym około 200 osobom rozkazano wymarsz na nowe kwatery bliżej granicy rosyjskiej. Powstańcy zdecydowali nie ruszać się z miejsca obawiając się carskich represji i zsyłek na Syberię. Podobnie jak wcześniej w Elblągu duża ich część domagała się wydania im paszportów umożliwiających emigrację do Francji. Mały oddział pruski wyznaczony do eskortowania internowanych pod dowództwem kapitana Richtera nie zdołał opanować sytuacji. Powstańcy poturbowali polskiego oficera, który namawiał ich do powrotu i próbowali iść w kierunku Malborka, aby tam uzyskać zgodę na marsz do Francji . W pobliżu fiszewskiego kościoła maszerującym Polakom zastąpił drogę oddział  kapitana Richtera, na którego rozkaz do napierającej grupy oddano salwę. Poległo wówczas 8 powstańców, a 12 zostało ciężko rannych - jeden powstaniec na skutek odniesionych ran zmarł  w szpitalu. Jeszcze tego samego dnia władze pruskie skierowały z Elbląga do Fiszewa kompanię piechoty i oddział 40 huzarów, w celu zmuszenia powstańców do marszu w stronę prusko-rosyjskiej granicy.



Według relacji pułkownika Feliksa Breańskiego:

"[...] Podoficer Kotarski z pułku 3 strzelców konnych zbliżył się sam do oficera pruskiego z zapytaniem, czyli będą mieli wolne przejście do Malborka, za co schwytany i kolbami w tył zapchany został. Oddział zaś jego i cała jazda [bez koni] z wolna postępując, skoro się o kilkanaście kroków od oddziału pruskiego zbliżyło, zostało powitane ogniem ręcznej broni. [...], reszta byłaby się zapewne rzuciła na oddział pruski, gdyby ich podoficerowie nie byli wstrzymali, rozproszyli się więc i przybyli pod Malbork, gdzie stanowszy koczować chcieli, lecz na przełożenie komendanta tego miasta, majora Załuskiego weszli do miasta i w tutejszym zamku są osadzeni [...] Gdyby Wodza [gen. Rybiński] dochodziły jakieś wieści o nadużyciach naszych żołnierzy, to wszystkie są fałszywe albowiem byli bezbronni, nawet jeżeli który miał kij, takowy z rozkazu porzucił i żaden z żołnierzy pruskich nie tylko, że nie ranny, ale najmniejszej nie doznał obelgi. Jeden tylko z oficerów polskich, który ich groźbami i wymową chciał nakłonić do powrotu do kraju, otrzymał chłostę."

       

Ludomir Gadon zapisał po latach: 
Na dzień 27 stycznia major pruski Szwejkowski, dla formowania listy skompromitowanych, zwołał do Fischau żołnierzy naszych z jazdy, w okolicy rozłożonych. Wyłączywszy pewną niewielką liczbę jako skompromitowanych, reszcie nakazał marsz na nowe leże, ale w kierunku zbliżającym ich do granicy. Żołnierze podejrzewając w ten zamiar wydania ich Rosji, głośno oparli się; rzucili się na pewnego oficera polskiego, który ich nakłaniał do powrotu, wołali, ze żądają paszportów do Francji i że pójdą tylko w kierunku przeciwnym ku Malborkowi. Perswazje żadne nie pomogły. Znajdujący się tam szczupły oddział pruski stanął im w poprzek drogi, a kiedy z krzykiem i wywijając kijami na kilkanaście kroków do niego się podsunęli, dał ognia do kupy. Ośm ofiar legło na miejscu, kilkunastu padło rannych. Pozostałych to jednak nie zawróciło; powstrzymani przez podoficerów od rzucenia sie na Prusaków, rozprószywszy się ruszyli dalej i z innymi żołnierzami, co nadbiegli z sąsiednich kwater, w liczbie kilkuset przybyli pod Malbork. Zatrwożyło to mieszkańców, którzy mogli obawiać się pomsty od wzburzonych. Komenderujący tam, mając tylko bardzo szczupłą załogę pruską, wezwał wtedy do pomocy pułkownika Breańskiego. Ten, wyszedł do nich, znalazł ich na polu, w porządku, bez żadnych złych zamiarów, tylko stanowczo odrzucających amnestie. Na głos od swojego, odpowiedzieli uległością i spokojnie weszli do miasta. Umieszczeni tam, tymczasowo w dawnym zamku krzyżackim, po kilku dniach poszli na nowe kwatery”.
       Przebywający na emigracji w Paryżu Mickiewicz napisał  w grudniu 1832 roku

       "Przez męczeństwo żołnierzy zamordowanych w Fischau przez Prusaków, Wybaw nas, Panie."        

W Fiszewie zabito powstańców:  Ciborowskiego , Grabowskiego, Jancewicza, Małachowskiego, PietrasaŁubińskiegoSierzpichowskiego i Wądołowskiego.  Na południowo-zachodnim krańcu wsi, tuż przy drodze do Starego Pola, znajduje się kopiec obsadzony ośmioma lipami, gdzie miano, jak głosi ustna tradycja, pochować ich we wspólnej mogile. W 1975 roku umieszczono tam obelisk z napisem: "Gloria Victis w hołdzie żołnierzom Powstania Listopadowego poległym w Fiszewie w 1832 roku – w XXX rocznicę wyzwolenia ziemi elbląskiej – społeczeństwo miasta i powiatu elbląskiego"



Wiadomość o ataku Prusaków na bezbronnych internowanych szybko obiegła całą Europę, wywołując wszędzie duże oburzenie. Niemieckie gazety za wypadki elbląskie i fiszewskie obciążały powstańców. Zatargi do których doszło także w innych miejscowościach rejonu Elbląga, Malborka i Tczewa, usiłowano objaśniać niekarnością, nieposłuszeństwem i brakiem u internowanych Polaków szacunku dla ustalonego przez władze pruskie porządku. 
Naczelny Wódz gen. Maciej Rybiński jako jeden z ostatnich opuścił  Elbląg 10 lutego 1832 roku i udał się do Paryża, gdzie zakończył działalność wojskową. Na terenie Elbląga pozostało na stałe około 50 powstańców, wzmacniając nieliczną grupę z dawna osiadłej tu ludności polskiego pochodzenia. Ostatni powstańcy kierowani ku granicy rosyjskiej opuścili Prusy do końca czerwca 1832 roku. Żołnierzy polskich, których oporu przed powrotem w granice zaboru rosyjskiego nie udało się złamać, skazano na ciężkie roboty przy fortyfikacjach w Gdańsku i Grudziądzu, gdzie pracowali do jesieni 1833 roku. Na skutek nacisku europejskiej opinii publicznej wojskowe władze pruskie zdecydowały się odesłać ich do Ameryki. Grupę około 600 osób załadowano na trzy statki: "Elisabeth", "Union" i "Marianne". Ze względu na złe warunki żeglugowe statki musiały zawinąć do różnych portów europejskich. Powstańcy z dwóch pierwszych statków przyjęli służbę w Legii Cudzoziemskiej w Algierii, a powstańcy z trzeciego statku postanowili pozostać w Anglii.



       W 1863 roku Prusy udzieliły Rosji wsparcia w tłumieniu powstania styczniowego.